reklama

Ela Rojek: Muzyka daje mi wewnętrzny spokój i pogodę ducha

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kobiecym Okiem Z Elą Rojek – wokalistką zespołu Póki Co o muzycznych korzeniach, wrażliwości na brzmienia, a także o marzeniach i odwadze rozmawiała Karolina Golak.
reklama

Z darem w głosie trzeba się urodzić, ale żeby później pójść tą muzyczną ścieżką, to trzeba to także kochać i czuć. Jak to było u Ciebie?

Mam muzyczne korzenie. Cała moja rodzina jest bardzo muzykalna. Już od najmłodszych lat lubiłam sobie grać (na czymkolwiek, co wydawało dźwięki), śpiewać, stukać na bębenku. Ale takiego pierwszego bakcyla złapałam w szkole podstawowej w Srebrnej Górze. Kiedy byłam w piątej klasie podstawówki, pojawił się nauczyciel muzyki, Artur Wójcik, który w tamtym czasie współpracował z zespołem Sierra Manta (legendarna już dzisiaj grupa z Ząbkowic Śląskich, grająca muzykę andyjską). To właśnie on zebrał naście zdolnych dzieciaków ze srebrnogórskiej podstawówki, nagrał nam kasety z muzyką bałkańską, pełną nieparzystych rytmów, wielogłosów (o których wówczas pojęcia większość z nas nie miała - do szkoły muzycznej dojeżdżać było niezłym wyzwaniem) i powiedział: słuchajcie, będziemy to śpiewać i grać. I do dzisiaj nie wiem, czy ktoś w to tak naprawdę wierzył. Było nas początkowo 15 osób. Nazwaliśmy się „Ajde Jano”. Próby odbywały się w szkole – po lekcjach. Nasze kochane mamy uszyły nam stroje i… zaczęła się trwająca kilka pięknych lat przygoda z muzyką folkową. Poza lokalnymi imprezami (Folk Fiesta na ząbkowickim zamku, czy koncerty kameralne w Twierdzy Srebrna Góra), odwiedziliśmy m.in. Mikołajki Folkowe w Lublinie, Radom, Olecko. Zdolnymi dziećmi ze Srebrnej Góry zainteresowała się nawet telewizja polska i nakręcono z nami odcinek programu „Ene-Due”, mieliśmy także swoje wejście w Rowerze Błażeja – ech…rozmarzyłam się, piękne wspomnienia! Tak, to stanowczo Artur rozkochał mnie w muzyce, szczególnie ludowej - bałkańskiej, andyjskiej, śpiewie białym. Jemu zawdzięczam bardzo dużą część mojej otwartości na muzykę, na brzmienia. 

 

Wybrałaś jednak zupełnie inną ścieżkę zawodową, niż muzyka.

Tak. Z jednej strony, z praktycznego punktu widzenia, z drugiej, bo też to lubię. Bardzo lubię uczyć. Nawiązywać relacje, brać udział w procesie, szukać rozwiązań, radzić sobie z przeciwnościami, niejednokrotnie widzieć pozytywne efekty swojej pracy (czasem po latach) - sprawia mi to ogromną frajdę. Mój wybór szkoły średniej padł na III LO w Świdnicy, profil „ogólny rozwijający zainteresowania muzyczne”. W szkole funkcjonował chór, który regularnie koncertował w Polsce i za granicą, uczyłam się grać na pianinie, gitarze; w mieście prężnie działał dom kultury i wraz z koleżankami z internatu (w tym miejscu serdeczne pozdrowienia dla Marudy i Emki) uczęszczałyśmy kilka razy w tygodniu na zajęcia i zawiązało się nasze pierwsze trio wokalne „Cantus”, gdzie śpiewałyśmy m.in. „Chcę być Kopciuszkiem” z musicalu „Metro” –to co się wtedy działo było absolutnym spełnieniem moich marzeń. W ten sposób udało się połączyć przyjemne z pożytecznym. Uczyłam się przedmiotów ogólnokształcących, a jednocześnie realizowałam artystyczne pasje. Po liceum wybrałam Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych we Wrocławiu i już podczas pierwszych praktyk zawodowych wiedziałam, że pójdę w tę stronę. Śpiewająca nauczycielka angielskiego? Czemu nie. Muzyka od zawsze pozostaje w sferze pasji. Może nie jest celem samym w sobie a pięknie koloruje codzienność.

 

Takim uzupełnieniem tego życia, prawda?

Tak - odskocznią. Na dzień dzisiejszy to jest świetny sposób odreagowania wszelkiego. Muzyka: rytm, melodia, wibracja odczuwana w ciele pozytywnie wpływają na zdrowie fizyczne i psychiczne, pomagają uwolnić emocje, pozbyć się napięć. Uwielbiam sport i uwielbiam muzykę. I to są chyba dwie rzeczy na dzień dzisiejszy, które pochłaniają mnie w czasie wolnym.

 

Co daje Ci muzyka. Za co tak bardzo ją kochasz?

Jak już wspomniałam daje mi spokój wewnętrzny, pogodę ducha, poczucie satysfakcji. Bo jednak my gramy muzykę, która nie jest szeroko popularna. A jednak – tworzymy, gramy, pracujemy nad materiałem na trzecią płytę. Mamy swoje grono odbiorców. Wrażliwych ludzi, którzy cenią dobrą muzykę i słowo. Lubimy się. Niezależnie od ilości osób, które przyjdą na nasz koncert, dla nas jest ogromną frajdą każde muzyczne spotkanie, współprzebywanie, współodczuwanie. Kontakt z ludźmi, bliskość., nawiązywanie relacji. Jestem wrażliwcem, szybko się wzruszam. Więc myślę, że muzyka, a w szczególności jej wykonywanie na żywo daje mi dużo emocji, dobrych emocji. To jest ta pozytywna wibracja, która gra w ciele jeszcze długo, długo później. 

 

O czym są piosenki, które jako zespół  Póki Co tworzycie?

O…MIŁOŚCI i różnych jej odcieniach, o życiu, przemijaniu, relacjach. Słowa, które śpiewam zostały napisane przez naszych zaprzyjaźnionych autorów: Aleksandra Bacińska, Włodzimierz Brzeziński, Jarosław Augiewicz, Izabela Budzyńska, Marek Hałas, Piotr Barański. W swoje aranżacje muzyczne ubieramy także wiersze znanych poetów i poetek jak m.in. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Edward Stachura, Bolesław Leśmian, Tadeusz Różewicz. Jest jedna zasada – muszę dane słowa poczuć jak własne. Móc coś nimi przekazać. Czy one są o metaforycznej „Wiedźmie” (sł. Katarzyna Mikołajczyk, muz. Michał Łangowski), która tańcząc boso wokół ogniska czuje się wolna, beztroska, szczęśliwa i wróciwszy do swojego codziennego życia, wspomina, że przeżyła coś co długo nie da o sobie zapomnieć...Czy też śpiewam słowami Oli Bacińskiej,  że „poznałam Cię za późno…” albo za Włodkiem Brzezińskim ironizuję o „dębowym stoliku” i sytuacji politycznej w kraju – za każdym razem utożsamiam się z tekstem. Generalnie stworzyliśmy sporo piosenek o pozytywnym przekazie. W dzisiejszych czasach dużo jest niepokoju. Bardzo chcę, żeby po spotkaniach z nami, z naszą muzyką Odbiorca poczuł ciepło i „zieleń” w sercu. 

 

Z ilu osób składa się zespół?

Od 2019 roku zespół Póki Co tworzą: Jarek Bieliński – gitara elektryczna, Marcin Świdziński – instrumenty klawiszowe, Mateusz Dwornik – kontrabas i gitara basowa, Bartosz Naumowicz – perkusja i perkusjonalia. Przez lata istnienia zespołu mieliśmy ogromne szczęście spotkać na swojej muzycznej drodze wielu znakomitych i bardzo utalentowanych muzyków, którzy pozostawili trwały ślad w naszym pókicowym świecie (m.in. Adam Lepka (Mikromusic), Robert Tubek (Sierra Manta), Rafał Nowak, Grzegorz Bukowski (Teatr Piosenki), Sebastian Pachecki, Dimitrios Hartwich-Vrazas, Jakub Jugo, Włodzimierz Brzeziński, Rafał Kierpiec, Szymon Witczyński, Dalibor Drčelić, Rafał Nosal).

„Póki Co” zaistniało jako duet i po latach czujemy się ogromnymi szczęściarzami, mając na pokładzie Marcina, Mateusza i Bartka. Chłopaki rozwinęli nasze piosenki aranżacyjnie. To, co my sobie z Jarkiem w domu tworzyliśmy na gitarę, ukulele i wokal, oni uzdatnili i pomogli stworzyć zdecydowanie bardziej ambitnie brzmiące kompozycje. Całkiem niedawno w Radzyniu Podlaskim podczas 28. Ogólnopolskich Spotkań z Piosenką Autorską „Oranżeria 2023” Jan Kondrak (Lubelska Federacja Bardów), odczytując werdykt przyznający nam nagrodę Starosty Radzyńskiego, określił naszą muzykę jako akademicki jazz pop – miło nam bardzo, definicji wciąż szukamy…😉

 

Zanim powstał zespół Póki Co, śpiewałaś w Biegunach.

Bieguni – zespół założony chyba w 2008 roku przez Jarka Augiewicza (teksty, muzyka, gitara, śpiew), który współtworzył z Jarkiem Bielińskim (gitary), Włodkiem Brzezińskim (skrzypce, śpiew), Andrzejem Idzim (gitara basowa) i mną (śpiew, cajon, przeszkadzajki). Byłam tam jednym z trzech wokali -  brakuje mi tych wielogłosów. Ciekawe, którego z „pókicowych” chłopaków uda mi się namówić do wspólnego śpiewania… jak myślisz…?

U schyłku Biegunów, zaczęliśmy z Jarkiem Bielińskim tworzyć własne piosenki. Pierwsza, która znalazła się w repertuarze formacji Póki Co to „Piosenka snuja” do słów Włodka Brzezińskiego. To od niej swój tytuł (Piosenki Snuja) nosi nasza pierwsza autorska płyta wydana w 2019 roku.

Podczas nagrań tej płyty poznaliśmy się bliżej z Rafałem Nowakiem, znakomitym brzeskim pianistą, który jako pierwszy pokazał nam, że nasze piosenki mogą brzmieć lepiej, pełniej, że zasługują na bardziej ambitne aranżacje i mają potencjał do grania zespołowego. 

 

Ale w domu to już jest pewnie standardowa sprawa, że jeżeli macie ochotę, to bierzecie gitarę i muzykujecie.

Chwytamy gitarę, ukulele, Jarek trochę bawi się elektroniką – to on naszkicował wszystkie pókicowe melodie. W dość typowy weekend (jeśli akurat nie wyjeżdżamy) Jarek zaszywa się w swojej muzycznej jaskini, gra, nagrywa, zapętla a ja, np. sprawdzam prace uczniów, gotuję lub po prostu krzątam się po domu i nucę… nigdy nie wiadomo, który pomysł zostanie z nami na dłużej.

Są też takie dni, w których omijamy instrumenty szerokim łukiem. Jakby nie patrzeć od tego trzeba czasem odpocząć, złapać dystans, oddech, poszukać innych inspiracji. 

 

Jak często koncertujecie, jako zespół?

Gramy póki co około trzydziestu koncertów rocznie.   

 

Dla kogo jest Wasza muzyka, do kogo mogą trafić te teksty i te brzmienia?

Myślę tak naprawdę, że dla każdego. Szczególnie dla tych, dla których słowo i dobrze zaaranżowana muzyka mają znaczenie. Łącznie z dziećmi znajomych, które nucą nasze niektóre piosenki 😉  Póki Co łączymy poezję z akcentami jazzowymi, popowymi, czasem słychać folkowe zaśpiewy, etniczne instrumenty, czasem mocniejsze riffy – rozwijamy się, ewoluujemy, zaczynamy eksperymentować – kto wie dokąd nas to zaprowadzi… 

 

Może faktycznie to jest jakby klucz do tego, o czym powiedziałaś, że Wasz zespół, Wasza muzyka jest po prostu dla osób, dla których słowo jest wartościowe?

Tak. Słowo, dobre brzmienie i wiarygodny przekaz.

 

„Póki co”. Skąd wzięła się nazwa Waszego zespołu?

Zgłosiliśmy się z Jarkiem na pierwszy przegląd piosenki już jako duet, wybraliśmy utwory, usiedliśmy do wypełniania formularza zgłoszenia i… rubryka „Nazwa zespołu/solisty” – Jarek mówi, a może to byłam ja… już nie pamiętam - pisz „Póki Co” – później zobaczymy. Na przeglądzie otrzymaliśmy wyróżnienie, potem kolejne przeglądy, festiwale, koncerty… a nazwa (mimo pierwiastka tymczasowości) jest z nami do dzisiaj – póki co 😉

 

Jakiej muzyki słuchasz na co dzień?

Bardzo różnej. To zależy co w danym momencie robię, jak się czuję. Bardzo lubię różne odsłony jazzu (jak Snarky Puppy, Alfredo Rodriguez, Avishai Cohen), indie folk – ostatnio znów na czele playlisty zagościło Hollow Coves - dźwięki snujące się nienachalnie po pokoju, otulające w chłodne jesienne wieczory. Słucham także polskiej muzyki – od lat inspiruje mnie Anna Maria Jopek w swoim jazzowo-etnicznym repertuarze, obecnie bardzo rezonuje ze mną twórczość Shaty Qs. Nałogowo wręcz z Jarkiem śledzimy nowości na kanale YT „NPR Tiny Desk Concerts”- koncerty półakustyczne w bibliotece w USA, gdzie zapraszane są, zarówno mega gwiazdy, jak i mniej znani artyści i nigdy nie wiadomo jaka perełka się pojawi. Lubię też dowiadywać się od uczniów czego słuchają, odkrywam – czasem ilość przekleństw na linijkę tekstu jest trudna do zniesienia ale nie zniechęcam się tak łatwo.

 

Masz  plany albo marzenia muzyczne, które chciałabyś zrealizować?

Pewnie, że mam. Właśnie pracujemy nad materiałem na trzecią płytę. Lubię działać. Wyznaczać cele. Wierzę, że marzenia są po to aby je realizować. W zeszłym roku za cel obraliśmy nagranie drugiej autorskiej płyty, pt.: „Szafran i pistacje”. Zamarzyliśmy o tym, żeby płyta została zarejestrowana w niezwykłym studio Monochrom, ze względu na aspekty techniczne i brzemiennie. Zrobiliśmy to. Teraz pracujemy nad kolejnymi piosenkami, eksperymentujemy, szukamy brzmienia – za wcześnie, żeby określić w jakim kierunku idziemy. Są momenty mocno etniczne, są bluesowe – lubię ten etap, ten dreszczyk emocji w procesie tworzenia, kiedy jeszcze wszystko może się zdarzyć.

 

Myślisz czasami o tym, aby skupić się tylko na muzyce i zająć się nią zawodowo?

To przychodzi falami. W zalewie pokoncertowych emocji „rzucam wszystko” i stawiam na muzykę. Wracam do pracy w szkole i czuję, że to tu jest moje miejsce. Na dzień dzisiejszy nie umiem opowiedzieć się jednoznacznie po którejś ze stron. Może, gdyby w naszym kraju łatwiej byłoby utrzymać się z działalności artystycznej…

A jednak, pierwsze zdanie, jakie powiedziałaś przed momentem, to było takie, że mogłabyś nic innego nie robić, tylko być na tej scenie.

Mogłabym, pewnie, że tak. I tworzyć, i w te wolne od koncertów poniedziałki, czy wtorki myśleć nad kolejnymi kompozycjami. Natomiast, póki co, brakuje mi odwagi, żeby podążyć za marzeniem. Hmm…mądre książki o rozwoju osobistym mówią, że potrzebuję planu, który krok po kroku będę systematycznie realizować. Wtedy się uda. O ile naprawdę tego chcę. Opowiem Ci co z tego wyszło przy następnym spotkaniu.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama